Jak pisać o chorobie okrytej społecznym tabu, jak ubrać w słowa emocjonalne koszty stygmatyzacji i jak to się dzieje, że nawet gdy wszyscy od dawna wiedzą, to mało kto wybacza. Opowiada ALEKSANDRA ZBROJA, autorka nowej powieści „Muszę ci coś powiedzieć”, której fabuła trochę rozdziera serce, a trochę skleja je humorem.
Pyta Paulina Reiter.
Partner wydarzenia: Wydawnictwo Agora
O AUTORCE:
Aleksandra Zbroja
Historyczka sztuki bez muzealnego happy endu, absolwentka Polskiej Szkoły Reportażu. Od lat związana z „Dużym Formatem”. W 2019 roku ukazała się jej książka napisana wspólnie z Agnieszką Pajączkowską „A co wyście myślały. Spotkania z kobietami z mazowieckich wsi”. W 2021 roku wydała pierwszą samodzielną książkę „Mireczek” – opowieść o ojcu alkoholiku, za którą dostała nagrodę „Odkrycie Empiku” dla najlepszego debiutu roku i nominację do Nagrody Literackiej „Nike”.
O KSIĄŻCE:
Zahukana, zakompleksiona dziewczyna z polskiej prowincji wyrwała się z domu. Wyruszyła w podróż ze swoim pierwszym poważnym chłopakiem. Jednak bajkowy scenariusz, który układała w swojej głowie, w rzeczywistości wcale nie wygląda tak różowo. Informacja, którą dostaje, to dla niej kompletny szok. I groźba wydalenia z kraju, w którym nie ma miejsca dla takich jak ona. Bo dla takich jak ona nie ma miejsca nigdzie.
Za pomocą emocjonalnego rollercoastera, jakim są losy jej bohaterki, Zbroja sięga głębokiego tabu. Opowiada historię, którą wiele i wielu z nas zna, ale nawet we współczesnym świecie nie znajduje dla niej zrozumienia.
FRAGMENT KSIĄŻKI:
„(…) Za każdym razem szukam słów, chrząkam lub się czerwienię, jakbym wyznawała komuś miłość. Albo strzelam tą informacją jak petardą i zaciskam oczy w oczekiwaniu na wybuch. Najchętniej nic bym nie mówiła. Nikomu.
Tyle że muszę.
A już na pewno tobie, bo wiesz, lubię cię itd. I to wprowadza w moje życie pewną bezwzględność. Żeby odrzeć się przed tobą ze skóry i pokazać, co mam w środku, choć przecież niekoniecznie się z tym środkiem utożsamiam.
Mimo to odzieram się, znaczy – mówię. Nie powiedzieć jest niemoralnie. Nie dać tej drugiej osobie szansy zdecydować, czy ma z tobą ochotę, czy nie ma. Niemówienie odbiera drugiemu człowiekowi sprawczość, a to jest poważna rzecz, świadcząca o złym charakterze, podłym, a ja przecież nie jestem podła, naprawdę. Nie chciałam też, nie mówiąc, kłamać. Po prostu bałam się powiedzieć. Nie byłam pewna, jak zareagujesz, czy będziesz na mnie zły, zawiedziony, czy coś jeszcze gorszego, bo na pozytywną reakcję trudno liczyć. W swojej obronie dodam, że nie było okazji gadać o niczym ważnym, no sam przyznaj. Przecież najpierw się człowiek z drugim poznaje, poważne rozmowy na początkowym etapie znajomości to falstart. Poznawanie trwa kilka tygodni, więź między ludźmi się nie rodzi albo rodzi, i jeśli tak, trzeba wtedy powiedzieć, wyczuć moment. Problem w tym, że zanim go wyczułam, pocałowałeś mnie, i to był taki superpocałunek, że już w ogóle nie wiedziałam, jak się po nim zdobyć na wyznanie.
Bo to, co chcę powiedzieć, jest wyznaniem, a na wyznania nie ma procedury. Nie ma formułki do wygłoszenia ani terminarza, że tego a tego dnia znajomości czas wypowiedzieć zdanie:
„Drogi, muszę ci coś powiedzieć”.
No muszę, ale jak?
„Powiedz, kiedy poczujesz” – ciągle to słyszę i nie wiem, co z tym zrobić, bo jak dotąd nie poczułam. A to się kłóci z oczekiwaniem, że wyznam, że koniecznie.
Muszę ci powiedzieć coś.
***
Mam HIV. (…)”