PREMIERY BIG BOOK FESTIVAL 2022 NIEBIAŃSKIE OSIEDLE

UWAGA: PREMIERA! „NIEBIAŃSKIE OSIEDLE”
O fantazji mieszkania w enklawie dla prawdziwych Polaków, cenie za miejscówkę w raju na ziemi  i nowej serii kryminałów z dziennikarzem śledczym w roli głównej  opowiada   RYSZARD ĆWIRLEJ.

  • Rozmawia: Maciej Ulewicz
  • Czyta: Rafał Maćkowiak
  • Partner: Wydawnictwo Czwarta Strona
  • Data: niedziela, 27 czerwca 2021, Godz. 16:00
  • Miejsce:
  • Rodzaj spotkania: Wydarzenie z transmisją na żywo!
O książce

Chcesz znaleźć spokój i ciszę? Chcesz w tym zwariowanym świecie trafić do wymarzonego miejsca, w którym otoczą cię życzliwość, miłość i ciepło płynące wprost z serca?

Każdy ma prawo do zasłużonego odpoczynku po ciężkiej pracy. Ty również możesz mieć to wszystko na wyciągnięcie ręki.

Niebiańskie Osiedle czeka na ciebie.

Czy można sprzedawać miejsca w niebie? Czy ktoś skorzysta z takiej oferty? Ile to kosztuje? Czy to uczciwe? Moralne?

Ryszard Ćwirlej, prawdziwy mistrz kryminału, odsłania zupełnie nowe oblicze! Poznajcie Marcina Engela – mistrza świata w kłopotach, genialnego dziennikarza śledczego, przed którego czujnym okiem nie umknie żadna sprawa!

Nowa seria i nowy bohater wielokrotnie nagradzanego autora!

ZAMÓW W NASZEJ KSIĘGARNI
Ryszard Ćwirlej

Ryszard Ćwirlej — Skończył socjologię na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Pracował jako dziennikarz w TVP Katowice, a później w TVP Poznań. Był zastępcą redaktora naczelnego poznańskiego Radia Merkury.

Jest twórcą świetnie przyjętych kryminałów retro o Antonim Fischerze i międzywojennej Wielkopolsce: „Tam ci będzie lepiej”, „Tylko umarli wiedzą”, „Już nikogo nie słychać”, „Pójdę twoim śladem”, „Zaśpiewaj mi kołysankę” i „Wszyscy słyszeli jej krzyk”. Autor opowiadań w antologiach “Stulecie kryminału” i “Awers”. „Niebiańskie osiedle” to pierwszy tom jego nowej, wciągającej serii.

Fragment Książki
Whitney leaning against a railing on a downtown street

„Objęci i przytuleni do siebie wydawali się spać. Kobieta przyciskała głowę do piersi mężczyzny, a ten obejmował ją lewą ręką. Leżeli na rozłożonym dwuosobowym tapczanie w kolorze buroszarym, w odświętnych ubraniach, tak jakby dopiero co wrócili z kościoła. Na stole obok stała butelka po wódce, do połowy wypełniona jakimś czerwonym płynem. To pewnie wino, pomyślał podkomisarz Franek Kaczmarek, spoglądając na etykietę wyborowej, na którą czyjaś ręka nakleiła kawałek taśmy malarskiej. „Porzeczki 2015” oznajmiał koślawy napis wykonany długopisem. Obok stały dwa kieliszki – jeden wysoki i smukły, dopity do połowy, drugi pękaty, taki jak do koniaku, pusty. 

Wkoło walały się jakieś kolorowe foldery reklamowe, takie, które zapychają skrzynki pocztowe i nie nadają się nawet na podpałkę.
– Wygląda, jakby wznieśli ostatni toast i poszli spać – odezwała się zza pleców Kaczmarka podkomisarz Jowita Skrzypczak, szczupła brunetka o miodowych oczach, ukrytych za okularami w czerwonych oprawkach.
– Ostatnia wieczerza, cholera! – Wacek Szczypiorski, technik, który właśnie obfotografowywał zwłoki, jak zawsze musiał wszystko skomentować. Szczypior, bo tak mówili na niego koledzy, znany był z marudnego stosunku do rzeczywistości.
– Myślicie, że to samobójstwo? – Kaczmarek wskazał na butelkę, tak jakby tam mogła znajdować się przyczyna dramatu.
– Wezmę to do analizy – stwierdziła jedyna w całej ekipie śledczej dziewczyna. To ona zajmowała się zabezpieczaniem śladów i zbieraniem odcisków palców. Teraz czekała tylko, aż fotograf upora się ze swoją robotą, by przystąpić do pracy. Walizkę wyposażoną w pędzelki, proszki, folie i inne potrzebne narzędzia, w których tylko ona potrafiła się rozeznać, po-stawiła na progu pokoju, gotowa do działania. Podkomisarz Kaczmarek stał obok, bacznie obserwując sypialnię. Zarówno on, Jowita, jak i fotograf ubrani byli w kombinezony, ochraniacze na buty i lateksowe rękawiczki. Nie wolno było wnieść do środka niczego, co mogłoby zakłamać rzeczywisty obraz wydarzeń, więc przed wejściem na miejsce, w którym doszło do tragedii, zgodnie z zasadami musieli ubrać się w te jednorazówki.

– Wyglądamy jak kosmonauci. – Kaczmarek przypomniał sobie film o wyprawie na Księżyc.
– Myślisz, że te maski coś dają? Przecież to tylko kawał szmaty. Jowita uśmiechnęła się, spoglądając na maseczkę, którą Franek trzymał w dłoni. Powinien ją założyć. W ogóle wszyscy powinni je tu nosić, tak jak plastikowe gogle, ale nigdy nie podchodzili tak rygorystycznie do wytycznych mówiących, co robić i jak się zachować na miejscu oględzin.
– Pieprzyć maseczki. Przecież musiałbyś nakichać, żeby zostawić jakiś ślad – stwierdziła.”