PREMIERY BIG BOOK FESTIVAL 2022 INFLUENZA MAGNA

UWAGA: PREMIERA! | „INFLUENZA MAGNA. U PROGÓW WIECZNOŚCI”
O chwili, w której barwny i wyrafinowany świat zniszczyły grypa hiszpanka i wielka wojna. O tym, czego uczą historyczne pandemie i jak wypadamy na ich tle mówi BOGUSŁAW CHRABOTA.

  • Rozmawia: Łukasz Saturczak
  • Czyta: Beata Bandurska
  • Partner: Wydawnictwo Ringier Axel Springer Polska
  • Data: sobota, 26 czerwca 2021, Godz. 16:00
  • Miejsce:
  • Rodzaj spotkania: Wydarzenie z transmisją na żywo!
O książce

Rozgrywająca się u schyłku belle époque w Europie, w czasach szalejącej epidemii hiszpanki powieść historyczna. Wyjątkowo aktualna dziś, gdy świat zmaga się ze swoją wersją zarazy, wystawiając na próbę współczesne wartości i kondycję człowieka.

W tle okrucieństwa I wojny światowej i przerażająca epidemia hiszpanki, a na pierwszym planie barwne postaci wiedeńskiej bohemy z początku XX wieku, w tym: Egon Schiele, Gustav Klimt, Ludwig Wittgenstein, Sigmund Freud, Georg Trakl, których losy kształtowały burzliwe wydarzenia tamtych czasów. Biograficzne wątki wybitnych artystów stały się kanwą, na której autor osnuł swoją opowieść. Jej obrazowy i sugestywny język wciąga czytelnika w mroczny świat stojący u progu wielkich zmian.

ZAMÓW W NASZEJ KSIĘGARNI
Bogusław Chrabota

Bogusław Chrabota – dziennikarz telewizyjny i radiowy, od 1993 r. przez wiele lat związany z telewizją Polsat jako dyrektor programowy, od roku 2013 redaktor naczelny dziennika „Rzeczpospolita”. Publicysta i pisarz, z wykształcenia prawnik i politolog. Opublikował kilka tomów poezji i esejów, a także powieści, w tym „Psy Egiptu”, „Gitara i inne demony młodości” oraz „Świnia z twarzą Stalina”.

Fragment Książki
Whitney leaning against a railing on a downtown street

Doktor Franz Wiegemann, niegdyś wiedeński bawidamek, sybaryta, ko-neser win i kobiet, w poplamionym wymiocinami, grubym fartuchu zwisał z krzesła jak pomięty oficerski płaszcz. Miał poszarzałą twarz, obwisłe wąsy i granatowe cienie pod oczami. Nie spał już od kilku dni. Za każdym razem, gdy szedł do służbówki trochę się zdrzemnąć, przybiegał ktoś z oddziału i od drzwi wołał o pomoc. Ten się krztusi, trzeba intubować, tamten nie ma tętna, ktoś inny krwawi. Zrywał się więc, nie musiał nawet naciągać oficerek, bo kładł się w nich na rzuconą na łóżko derkę. Był półprzytomny, ale wstawał, chwiejąc się na nogach, gonił na oddział i ratował, kogo mógł. Tamował krwotok, osłuchiwał piersi, reanimował, a niekiedy stwierdzał tylko zgon. Bogiem a prawdą, zdarzało mu się to coraz częściej. Ale teraz, w momencie, kiedy przychodził zmierzch, wisiał na twardym krześle kompletnie bez siły. Pochylona, pokryta rzadkimi włosy głowa, nieco obsunięte na nosie binokle, wiszące bezwładnie ręce, poszarzałe dłonie. Przysypiał. Za oknem, od strony ulicy, wiatr kręcił jakieś niespokojne wiry, unosząc nerwowo liście kasztanów. Był ledwie początek drugiej połowy października, więc na ulicach było jeszcze jasno. Tuż za drzewami z lekkiej jak muślin mgły wyłaniały się ściany budynków. Niedaleko, tuż naprzeciw okna, solidne kamienice Kleparza, a za nimi, gdyby wzbić się jakimś cudem wyżej, malowane purpurą zachodu dachy Krakowa. Najpierw wieżyce Kościoła Mariackiego, wieża ratusza, a dalej, na kamiennej skale, koszary, w których mieszkał. Wcześniej był tam zamek, zrujnowany od wieków i wypruty z królewskiego splendoru. Kogo to zresztą dziś interesuje. Marzył o dorożce, która zawiozłaby go do koszar. Niestety, kolejny już dzień musiał zostać w szpitalu, a tu tylko dzielona z kolegami służbówka. Podniósł głowę. Czy to deszcz? Nie, ktoś zapala gazowe latarnie. Szuranie nóg. Czemu pomyślał o deszczu? Czuł nieznośny ból głowy. Nagle ktoś delikatnie zapukał do drzwi. Nie odpowiedział. Drzwi się otworzyły. Usłyszał cichy szelest fartucha i stukot chodaków. A potem poczuł dłonie dotykające jego włosów. Ślizgały się czule po jego głowie, po chwili poczuł na szyi dotyk ciepłych ust.
– Urszula, to ty?
– Ja, całkiem prawdziwa, ja, kochany.
– Nie poszłaś do domu?
– Jeszcze nie. Chcę być z tobą.
Odwrócił się do niej, a ona usiadła mu na kolanach. Poczuł mocny zapach jej kobiecości, mocny, oddech życia. Tak bardzo się różnił od wszystkiego wokół. Wtulił się w te jej miękkie piersi jak dziecko. Usłyszał, jak bije jej serce.
– Wciąż jesteśmy żywi.
– Pragnę cię – wydusiła z siebie.
– Ja też cię pragnę, kochana.
– Wyjedźmy stąd.
– Nie teraz. Po tym piekle.
– Wyjedźmy do Wiednia.
– Namawiasz mnie do dezercji?
– To gówno, ta cała monarchia niedługo się skończy. Wszyscy to widzą.”